Zawsze wydawało mi się szczytem jajecznego wyrafinowania. A jako takie musiało być nieprawdopodobnie trudne do wykonania…
Ja jestem prostą gospodynią domową. I Leniwą Kucharką na dość niskim poziomie wtajemniczenia l’art de la cuisine. Ale poszetowe jajka chodziły za mną latami, nawiedzały we snach i wywoływały depresję. Postanowiłam stawić czoła wyzwaniu.
Kupiłam foremki do gotowania jajek w koszulkach. Takie do wieszania na krawędzi garnka.
Były bardzo niewygodne.
Kupiłam foremki z siteczka, wkładane do wrzątku.
Szlag mnie trafił przy ich czyszczeniu.
Aż wreszcie, dzisiaj, 2 maja o godzinie dziewiątej, moja cierpliwość wyczerpała się kompletnie.
Wzięłam garnek. Zagotowałam wodę. Dodałam trochę soli i chlusnęłam octem. Zamieszałam łyżką.
Wbiłam jajko.
Trzy minuty* później świat należał do mnie.
A przynajmniej dzisiejsze śniadanie.
* Jeśli jajko jest mniejsze wystarczą dwie.
© 2020 – 2022, Jo.. All rights reserved.