Jaku, gdyby mógł, żywiłby się na przemian żurkiem, frytkami i fasolką po bretońsku. Teraz coraz częściej wychodzi poza to trio, a dobra fasolka nie jest zła. Przygotowuję większą jej ilość i zamrażam. Ratują nam życie w awaryjnych sytuacjach.
Odkąd używam wolnowaru – nie moczę fasolki przez noc, tylko od razu gotuję. Polecam.
500 g fasoli Jaś
300 g kiełbasy jałowcowej
150 g chudej wędzonki (może być chudy boczek)
mały koncentrat pomidorowy
1-2 ząbki czosnku
1 cebula
1 łyżka mąki
majeranek, cząber, słodka papryka, sól, pieprz, liść laurowy
olej do smażenia
Jeśli fasola jest świeża – można ją gotować od razu. Jeśli suszona – namocz na noc w wodzie. Rano zmień wodę, gotuj fasolę do miękkości (bez soli, bo będzie twarda!) dodając liść laurowy.
Obierz cebulę i pokrój w plastry. Pokrój kiełbasę i wędzonkę.
Na patelni rozgrzej olej. Podsmaż cebulę, wędzonkę i kiełbasę. Dodaj do fasoli, zachowując tłuszcz na patelni.
Dopraw fasolę przecierem i ziołami. Zetrzyj czosnek (lub użyj wyciskacza), dodaj sól i rozetrzyj. Dodaj do fasoli.
Na tłuszcz pozostały po smażeniu wsyp mąkę i zasmaż. Dodaj do fasoli i wymieszaj.
Gotuj jeszcze chwilę, żeby składniki się połączyły.
© 2020, Jo.. All rights reserved.
Klasyk(a)
No ba! Ja tam jestem tradycjonalistką w kuchni. Jajecznica zamiast szakszuki, schabowy nie tofu. I tak dalej.